Z Dzielni Chłopcy: Lubimy muzykować

 Z Dzielni Chłopcy: Lubimy muzykować


Grupę Z Dzielni Chłopcy w Legnickim Centrum Kultury gościliśmy już w ubiegłym roku podczas jubileuszu Nocnego Boogie. Radość z grania akustycznego bluesa odczuwalna była od pierwszych taktów występu Chłopców. Zbliżający się koncert połączony z premierą płyty „Blues z mojej dzielnicy” odbędzie się bez udziału publiczności, jednak grupa zapewnia, że daje z siebie wszystko w przeróżnych, nawet najbardziej niesprzyjających, okolicznościach. „Po prostu lubimy muzykować” – już na samym początku jasno sprawę stawia Sławek Sobieski – gitarzysta zespołu, w skład którego wchodzą także wokalista Jarek Saniewski i drugi „wiosłowy”, Paweł Wawrzyniak. Rozmawiał Michał Przechera (LCK/strefa de).


Z Dzielni Chłopcy to całkiem świeży projekt – w końcu powstaliście zaledwie 2 lata temu. Skąd potrzeba założenia nowego zespołu u muzyków znanych z takich kapel jak choćby Obstawa Prezydenta czy Midnight Blues?

Po prostu lubimy muzykować, a frajda z akustycznego grania jest niesamowita. Oprócz tego, mówiąc nieco żartem, taka forma jest po prostu bardzo praktyczna – mieścimy się do jednego samochodu osobowego, nie trzeba nosić dużo sprzętu i możemy bezproblemowo rozstawić się nawet w małym klubiku. (śmiech) Bawi nas zarówno wymyślanie kawałków jak i ich aranżowanie. W przypadku tak ubogiego instrumentarium trzeba się nieźle nakombinować, żeby utwór po prostu nie był nudny. O graniu myślimy przede wszystkim w kategoriach pasji, a koncertowanie traktujemy jako wartość dodaną.


Gdzie występuje wam się najlepiej?

Zdecydowanie wolimy kameralne, klimatyczne miejsca z zainteresowaną publicznością. Czasami udaje się na dużych koncertach plenerowych uzyskać atmosferę małego klubu. Wystąpiliśmy chociażby na Suwałki Blues Festivalu odbywającym się na terenie całego miasta. Przyjeżdżają tam gwiazdy światowego formatu, jak chociażby The Allman Betts Band – grupa założona przez synów muzyków legendarnego The Allman Brothers Band czy Kenny Wayne Shepherd. My zaprezentowaliśmy swój set przy głównej ulicy w rynku miasta na scenie dla kapel akustycznych.



Jesteście trzecim, po Urzędzie Celnym i Nocnym Boogie, zespołem wydanym w ramach projektu Czerwone Miasto. Byliście zdziwieni propozycją nagrania albumu?

Byliśmy trochę zaskoczeni, ale przede wszystkim szczęśliwi. Robert Luchowski, Mateusz Nowak oraz Leszek Pańczuk na przełomie stycznia i lutego pojawili się w naszej lubińskiej salce prób, rozstawili mikrofony i w dwie sesje nagraniowe uporaliśmy się z rejestracją materiału. Podeszliśmy do tematu bardzo koncertowo. Rejestrowaliśmy na setkę, niczego specjalnie nie edytowaliśmy ani nie upiększaliśmy – płyta wiernie oddaje nasze brzmienie. W postprodukcji dołożyliśmy tylko chórki i przeszkadzajki. Z Robertem i Mateuszem odpowiedzialnymi za miks i mastering bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język i ustaliliśmy, jak ma brzmieć nasz materiał. Nie trzeba było daleko szukać – zależało nam na naturalności.


Wiele kapel, nawet mogących się poszczycić znacznie dłuższym stażem, nie myśli nawet o wydaniu płyty – zwłaszcza w obecnych realiach.

Możliwość wydania albumu wcale nie jest oczywistą sprawą, większość muzyki krąży w sieci i czasami łatwo się w tym pogubić. Dawniej bardzo pomocne przy promocji płyty były rozgłośnie radiowe – dzisiaj raczej rządzi internet, w którym jest wszystko..... Trzeba cierpliwości i wytrwałości, żeby w internetowym nawale nowych zespołów znaleźć coś dla siebie. Ale warto, jest mnóstwo ciekawych świeżych kapel.


Robert Luchowski na waszym debiucie pojawił się także w nieco mniej typowej dla bluesowego krążka roli rapera.

Jestem otwarty na różne ciekawe propozycje – nie widzę żadnego problemu w mieszaniu bluesa z rapem. Z drugiej strony dla niektórych szukających „czystego” bluesa niekoniecznie może to być zaleta... Nie należy jednak zapominać, że przecież cała muzyka gitarowa, w tym metal, wywodzi się z bluesa, który ma wiele odcieni. Mówię to jako fan – parę lat temu wróciłem do korzeni i od tego czasu namiętnie słucham bluesa. Czerpię z tego ogromną radochę.


A czym kierowaliście się podczas doboru repertuaru?

Przede wszystkim postawiliśmy na autorskie piosenki – szczególnie w kontekście muzyki. Słowa do trzech numerów gościnnie podrzucił nam Maciej Hoffmann, którego poznałem podczas hotelowego afterparty na festiwalu Blues Nad Odrą w Ścinawie. Ciekawostką jest też tekst nieżyjącego od ponad 30 lat Jacka Lubasa ze starego legnicko-lubińskiego metalowego zespołu Kodeks. My jednak osadziliśmy bardzo uniwersalną warstwę liryczną utworu „Kanał” w typowym bluesie. Jarek znał te słowa na pamięć, dobrze się to wpasowało w estetykę Z Dzielnych Chłopców. Oprócz naszych kompozycji na płycie znajdują się też covery – tradycyjne „Key To The Highway” wykonywane innymi przez Erica Claptona czy „Oni zaraz przyjdą tu” z repertuaru Breakoutu podane w lekko psychodelicznej wersji.


Warto nadmienić, że ten cover to niejedyna asocjacja z Breakoutem na „Bluesie z mojej dzielnicy”...

Bonus trackiem jest pastorałka „Anioł trącił strunę” z tekstem Bogdana Loebla – autorem wielkich przebojów grupy Tadeusza Nalepy i wielu innych formacji, z którym miałem już przyjemność współpracować w Obstawie Prezydenta. Tak naprawdę to od tej piosenki zaczął się zespół Z Dzielni Chłopcy – nagraliśmy ją jako pierwszą dużo wcześniej. Możliwość wykonywania tekstu takiej legendy to ogromny zaszczyt – już same przygotowania utworu były interesujące. Wysłałem panu Bogdanowi mój pomysł – ścieżkę gitary oraz linie wokalu zaśpiewane w nieistniejącym języku. Dosłownie po paru dniach otrzymałem gotowy tekst, który idealnie pasował do wymyślonych przeze mnie dźwięków.


Album, już na pierwszy rzut oka, przykuwa uwagę także intrygującą grafiką.

Ciekawa jest historia okładki. Pewnego razu po wycieczce rowerowej z moim kolegą Piotrkiem Ziętalem poszliśmy się nawodnić do pubu 4Pokoje. (śmiech) Tam spotkałem Renatę Michajłow, która obecnym w klubie rozdawała swoje prace. Załapałem się na jedną z tych grafik. Oprawiłem ją i tak – zerkając na nią codziennie – w końcu stwierdziłem, że to dobry pomysł na okładkę. Przy pomocy Aleksandry Kondrackiej udało nam się stworzyć layout, z którego jestem bardzo zadowolony. Tak naprawdę podczas całej naszej dotychczasowej działalności trafialiśmy na ludzi, którzy byli nam życzliwi. Pozostając choćby przy kwestiach wizualnych, Łukasz Parlicki i Karolina Rojek stworzyli klip do „Czterdziestki”...


Podczas słuchania waszych piosenek gdzieniegdzie pobrzmiewał mi Maleńczuk ze swojego wczesnego okresu twórczości...

Być może jest to jakiś podświadomy trop. Pamiętam, jak z Obstawą Prezydenta jeździliśmy na Famę do Świnoujścia – to były jeszcze lata osiemdziesiąte. Szerzej nieznany wówczas Maciek nie grał tam na głównej scenie, tylko rozkładał się przed wejściem z gitarą. Wokół niego gromadził się tłum – wszyscy byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Te skojarzenia może jeszcze nasuwać postać Bartka Łęczyckiego, który grał na harmonijce ustnej z Maleńczukiem i Waglewskim. Ja miałem z nim przyjemność występować w Obstawie, a w Z Dzielnych Chłopcach Bartek gościnnie zaprezentował się w utworze „Przemijanie”.


Skoro już poruszyliśmy temat przeszłości... Możesz powiedzieć coś więcej o groźnie brzmiącej nazwie Brutalne Uderzenie?

Brutalne Uderzenie to jeden z pierwszych zespołów, w których grałem. To było prawie czterdzieści lat temu. Próby mieliśmy w nieistniejącym już Kolejarzu, gdzie odbywały się też koncerty. Pamiętam, że wokalistą tej krótko istniejącej formacji był Robert Nieśpielak, a posadę basisty piastował Roman Harasimowicz. Przy bardzo skromnych umiejętnościach muzycznych chcieliśmy grać jak Black Sabbath. Naszym opiekunem był lokalnie znany Janusz Żak współpracujący także z innymi kapelami działającymi zarówno w Wojewódzkim Domu Kultury przy Leńskiego, jak i Kolejarzu. Brutalne Uderzenie następnie przekształciło się w Poligon Doświadczalny. Zbyszek Tymyk wpadł nawet do Kolejarza ze swoimi mikrofonami, gdzie zarejestrował kilka naszych utworów. Strasznie nam się te nagrania podobały. Nie słyszałem ich od lat – ciekawe, jak by dziś zabrzmiały.


Jakie nieistniejące muzyczne miejsca w Legnicy wspominasz z największym sentymentem?


Świetnym miejscem była kawiarnia na pierwszym piętrze WDK-u. Tam znajdowała się mała scenka, gdzie organizowano koncerty i jamy. To także tam miał miejsce prowadzony przez nieżyjącego już Ryszarda Kalinowskiego Klub Jazzowy, gdzie poznałem mnóstwo świetnej muzyki. Byłem wtedy bardzo młody, więc nie interesowałem się nawet zbytnio, skąd w Legnicy pojawiają się takie płyty. Pamiętam tylko jak przez mgłę, że Mietek Pytel sprowadzał je z zagranicy. Kolosalne wrażenie zrobił na mnie koncert Rolling Stonesów, który oglądaliśmy tam na telebimie. Zobaczyłem ich wtedy po raz pierwszy. W Klubie pierwszy raz usłyszałem też Pata Metheny'ego. Później nawet pojechaliśmy na jego koncert do Hali Ludowej, dziś Stulecia, we Wrocławiu. Na ciekawe imprezy chodziliśmy też do klubu Parnasik.


Ktoś z „góry” interesował się grającymi na gitarach małolatami z Legnicy?

Jedyny kontakt z władzą mieliśmy w momencie zgłaszania utworów do cenzury. Na co dzień nikt nie ingerował w nasze granie, a śpiewane przez nas teksty przechodziły bez problemu – zdarzało się, że ze sceny słyszeliśmy znacznie bardziej radykalny przekaz. W Legnicy nie spotkałem się z takim brakiem swobody – może władza po prostu pozwalała nam na takie ujście energii? Dzisiaj trudno odpowiedzieć na to pytanie.


Miłośnicy gitarowego grania byli wtedy jednością?

Wydaje mi się, że kiedyś podział na gatunki był wyraźniejszy. Metalowcy trzymali z metalowcami, punkowcy z punkowcami i tak dalej, ale spotykaliśmy się na różnego rodzaju przeglądach oraz festiwalach i pomimo różnic muzyczno-stylistycznych integrowaliśmy się. Z czasem te różnice poznikały, a relacje zaczęły przeradzać się w przyjaźnie. Dziś już nikogo nie interesuje, kto jaki gra gatunek. To w dużej mierze pewnie też kwestia wieku.


Zapamiętałeś szczególnie jakąś anegdotę z któregoś z legnickich koncertów?

Podczas jednego z występu Obstawy Prezydenta – mniejsza o lokalizację – organizator sprawdzał czy my, to my – widać nie mógł uwierzyć, że przyjechał prawdziwy zespół. (śmiech) Na szczęście okazało się na podstawie zdjęcia, że nikt się pod nas nie podszył, i mogliśmy zagrać.


Koncert promujący płytę Z DZIELNI CHŁOPCY "Blues z mojej dzielnicy" CD (Czerwone Miasto, 2020) - 14 listopada 2020, sala maneżowa Akademii Rycerskiej - Legnickie Centrum Kultury.

Transmisja na kanale YouTube Legnickiego Centrum Kultury:  https://www.youtube.com/channel/UCMHjsqEuKV1wcIUAiM0zDzg

Wydarzenie na FB: 

https://www.facebook.com/events/821665095261228/



Z Dzielni Chłopcy:

https://www.facebook.com/Z-Dzielni-Ch%C5%82opcy-Akustyczny-Blues-193128351615332/

Czerwone Miasto: 

https://www.facebook.com/czerwonemiasto.legnica/

Atrament Records:

https://www.facebook.com/Atrament-Records-2378715595683666/

strefa de...press'zyn

https://www.facebook.com/sd.press.legnica/


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Arturo Cicatriz (NiC, The Vets): Zdrowy rozsądek staje się ginącym zjawiskiem

Wojciech Wojda (Farben Lehre): Łatwo zwalić winę na polityków czy księży